poniedziałek, 17 lipca 2017

Rozdział 2

Adam:
Praca w temperaturze ponad trzydziestu stopni nie należała do przyjemnych. I nawet klimatyzacja, od której zaczęła mnie boleć głowa, niewiele pomagała. 
Niesforny kosmyk włosów opadł mi na czoło. Postanowiłem to zignorować. Wygodnie oparłem się o oparcie krzesła, odchylając głowę do tyłu. Marzyłem o tym, żeby wskoczyć do basenu, najlepiej z lodowatą wodą, i kąpać się do bólu. Niestety, mogło to pozostać jedynie w sferze marzeń. 
Zerknąłem na zegarek wiszący nad futryną drzwi. Wskazówki wskazywały 15:17. Jeszcze niecała godzina i będę mógł pójść do domu. Zazdrościłem zwykłym pracownikom, którzy robili swój dzienny przydział zadań i mogli spokojnie, niczym się nie martwiąc, wrócić do prywatnego życia.
Ja niestety nie mogłem tak uczynić. Praca na stanowisku dyrektora do spraw finansów i rachunkowości zobowiązywała do ciągłego, rzetelnego wykonywania swoich obowiązków. I, gdybym miał tak szczerze wyznać, poza bardzo przyjemną dla oka pensją, nie było żadnych plusów bycia dyrektorem. Za to minusów było całkiem sporo. Długo przyszłoby mi je wymieniać. Można wyobrazić sobie nudną pracę w biurze rachunkowym, a potem pomnożyć ją przez sto. Wynik to stopień przyjemności pracy na moim stanowisku. Prawdziwy koszmar.
Poluzowałem krawat, który coraz bardziej zaczynał mnie dusić. Byłem pewien, że o, stosunkowo, późnej godzinie, żaden interesant do mnie nie przyjdzie, dlatego mogłem sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
Tak, szaleństwa. Czasami przerażali mnie ludzie, z którymi pracowałem. Stuprocentowi służbiści. Nie pozwalali sobie na odrobinkę swobody. Kompletnie nic. 
Pukanie do drzwi sprawiło, że gwałtownie się wyprostowałem i wróciłem do pracy. A przynajmniej udawałem.
— Proszę! 
Minęło kilka sekunda, kiedy zza drzwi wyszła młoda, szczupła o blond włosach dziewczyna. Victoria. Nie pracowała tutaj długo, ale była bardzo sympatyczna. I z tego co się orientowałem, była lesbijką.
— Dzień dobry, panie Murrey – przywitała się.
Skinąłem głową. 
— Co masz dla mnie? 
— Przyniosłam te zestawienia raportów z dzisiejszej korespondencji, o którą pan prosił. 
— Ach, świetnie. Dzięki. 
Dziewczyna uśmiechnęła się miło.
— Proszę pozdrowić narzeczoną. 
— Dziękuję. 
Spuściłem głowę w dół, udając, że coś robię. Za każdym razem, kiedy wychodziła ode mnie z gabinetu, kazała pozdrowić Sarę. Raz chciałem ją nawet spytać, czy się znają, ale potem zmieniłem zdanie. Pewnie robiła to ze zwykłej grzeczności. Nie było sensu drążyć tego tematu.
Właśnie, Sara. Minęły dwa dni odkąd wyjechała. Powoli zaczynałem za nią tęsknić. Brakowało mi jej obecności w domu. Tego, że głośno krzyczy, kiedy nie uda jej się czegoś ugotować. Tęskniłem za jej nieznośnym gderaniem, gdy zasypiała do pracy. Brakowało mi jej całej. A minęły dopiero dwa dni... 
Nim się obejrzałem, zegar wskazywał godzinę 16:02. Pozbierałem dokumenty i te, których będę potrzebował, skryłem do teczki, natomiast pozostałe zostawiłem w szufladzie, dokładnie zamykając ją na klucz. Lepiej, żeby nie wpadły w niepowołane ręce. Mógłby narobić się niezły syf.
Gdy zszedłem na dół, do podziemnego parkingu, przypomniałem sobie treść SMS-a, którego dostałem od Sary. Początkowo nie mogłem w to uwierzyć, dlatego zadzwoniłem do niej i upewniłem się, że się nie pomyliła. Powiedziała mi, że nie, że Ian naprawdę zgodził się, abym znalazł dla niego jakąś pracę. I może to dziwne, ale bardzo się ucieszyłem. 
Nie przepadaliśmy za sobą, a właściwie to on nie przepadał za mną. Owszem, powiedziałem mu kiedyś coś niemiłego, ale nie dlatego, żeby go urazić, a po to, żeby nie pomyślał, że pozwolę się obrażać. Bo to nieprawda.
Kiedy tylko skończyłem rozmawiać z Sarą, zadzwoniłem do kolegi ze studiów, któremu znudziła się praca biurokraty i otworzył własny hotel. Zapytałem, czy nie znalazłby jakiejś pracy dla brata mojej narzeczonej. Początkowo nie zareagował na to zbyt optymistycznie. Twierdził, że ma już komplet pracowników i nikogo do hotelu nie potrzebuje. Trochę czasu minęło, zanim udało mi się go przekonać. I to nie na tyle, żeby przyjął go do siebie. Zaproponował, że załatwi mu pracę w jakiejś pizzerii. Uradowała mnie ta informacja. Jakby nie patrzeć, za niedługo będziemy rodziną, toteż zależało mi na nim i na tym, żeby dobrze mu się powodziło. Miałem tylko nadzieję, że się na mnie nie obrazi, kiedy usłyszy, gdzie mu załatwiłem pracę.
Minęła lekko ponad godzina, kiedy dotarłem do domu. Zdenerwowałem się, kiedy zobaczyłem, że moje miejsce parkingowe jest zajęte. 
Chwilę czasu zajęło, zanim znalazłem wolne miejsce. Wyszedłem z samochodu, wsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne. 
Przeszedłem kilka kroków, aż nie zauważyłem obściskujących się w bramie Iana i jakiejś dziewczyny. Chwilę popatrzyłem, zdziwiony tym obrazkiem. Nie wiedziałem, że ma dziewczynę.  
Postanowiłem nie przeszkadzać, dlatego powolnym krokiem ruszyłem dalej. 
Otworzyłem drzwi od domu i wszedłem do środka, ale zanim zdążyłem je zamknąć, męskie ramię wsunęło się do środka. 
— Ładnie to tak podglądać? – spytał Ian, zamknąwszy drzwi. 
— Cześć. Mnie również miło cię widzieć. W pracy dobrze, dziękuję – powiedziałem. Jednak czując na sobie natarczywe spojrzenie chłopaka, spojrzałem mu w oczy i westchnąłem. – No dobra, sorry. Po prostu trochę się zdziwiłem. Nie wiedziałem, że masz dziewczynę. Nic nie mówiłeś.
— Angela? To nie była moja dziewczyna – wyjaśnił. 
— Ach, rozumiem. 
Choć dzieliło nas tylko dziesięć lat różnicy, czasami czułem się, jakbym był starszy co najmniej o ćwierć wieku. Gdy ja byłem młodszy, znajomości oparte na seksie nie były tak popularne jak obecnie. 
— Sara dzwoniła – oznajmił nagle. Zdziwiony spojrzałem na wyświetlacz komórki, ale nie miałem żadnego nieodebranego połączenia.
— Nic nie mam... 
— Nie chciała przeszkadzać ci w pracy – powiedział, widząc moją minę. – Kazała powiedzieć, żebyśmy jutro pojechali sprawdzić salę, którą wynajęliście. 
— Jutro? Dopiero pod wieczór będę miał trochę wolnego czasu – postawiłem kubek z kawą przed Ianem i zająłem miejsce naprzeciwko niego. – W razie gdybym się nie wyrobił, pojechałbyś sam? Jeśli nie masz czasu, to mów od razu – uśmiechnąłem się sztucznie. 
— Szczerze? Cholernie nie chce mi się nigdzie jutro jechać, a biorąc pod uwagę fakt, że to prawie czterdzieści kilometrów stąd, to jeszcze bardziej mi się odechciewa.
— Jasne, rozumiem. Postaram się coś wymy...
— Ale pojadę – przerwał mi, uśmiechając się delikatnie. A przynajmniej wydawało mi się, że się uśmiecha, bo jego usta zakrywał kubek kawy, z którego właśnie pił. 
— Mówiłeś, że ci się nie chce. 
— No tak, ale Sara prosiła mnie, żebym w miarę możliwości ci pomagał. Więc będę to robił. 
— Cóż... w takim razie dziękuję – powiedziałem niepewnie. 
Nie ukrywam, że trochę zabolały mnie te słowa. Znaczy się, w zupełności je rozumiałem, jednak wolałbym, żeby Ian pomagał mi nie tylko dlatego, że siostra go poprosiła, ale również z własnej woli. 
— Nie ma sprawy. Wyślij mi potem SMS-em adres, okej? Nie wiem, gdzie to dokładnie jest. 
— Okej. 
Po kuchni rozbrzmiało irytujące pikanie mikrofalówki, które znaczyło, że jedzenie gotowe. Powoli wstałem z krzesła i wyjąłem makaron z serem. Rozdzieliłem go na dwie miseczki i postawiłem na stole. 
— Proszę, smacznego. 
Ian wydawał się zdziwiony. Chwilę na mnie popatrzył, oczami błądząc po mojej twarzy. Następnie przeniósł swój wzrok na jedzenie.
— Ja... nie jestem głodny – odpowiedział nieprzekonująco.
— Tak? A co dzisiaj jadłeś? – zmrużyłem oczy, wpatrując się w jego oczy. 
Ian był przystojny. Prawie zawsze miał włosy postawione na żel. Jego brązowe oczy miały w sobie coś magnetycznego. Charakterystyczny, łobuziarski uśmieszek i smukłe, wysportowane ciało mogły stanowić wyśmienity kąsek dla kobiet. 
— Będziesz mnie sprawdzał? Kurde, to, że nie mam pracy, nie oznacza jeszcze, że od razu nie mam czego jeść – mruknął i wziął łyk kawy. 
— Ech, jak wolisz. A co do twojej pracy, to mam coś dla ciebie. Zaraz o tym porozmawiamy, dobra? Pójdę się tylko przebrać. Za gorąco mi w tej koszuli i krawacie.
— Mhm – odparł, nie patrząc na mnie.
Wszedłem do sypialni i usiadłem na krześle. Nie było zbyt wielu razów, kiedy rozmawialiśmy sam na sam. Zwykle towarzyszyła nam Sara. Teraz jej jednak nie ma i nie mam co liczyć, że wejdzie do kuchni i rozładuje to napięcie między nami. Naprawdę czułem się niezręcznie. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, a co nie. Musiałem się bardzo pilnować, żeby go nie obrazić. Doskonale wiedziałem, że wciąż ma do siebie pretensje o to, jak traktowali go jego rodzice. I chociaż minęło tyle lat, on nadal się obwiniał. Nie rozumiał, że to nie jego wina. 
Rozebrałem się do bielizny i podszedłem do szafy, wyciągając czyste bokserki. Zdecydowałem się na szybki prysznic, bo upał, który panował, całkowicie uniemożliwiał zachowanie świeżości. 
Po dziesięciu minutach, ubrany w koszulkę bez rękawów i szare, dresowe spodenki do kolan, wszedłem do kuchni. Ian cały czas siedział w tym samym miejscu i bawił się telefonem. 
— Brałem jeszcze prysznic – odezwałem się. 
— Widzę – odparł, patrząc na moje wilgotne włosy, które, opadając, zakrywały mi czoło.
— Nie zjadłeś? – spytałem, raczej siebie niż jego. Nie wiem, na co liczyłem. 
— Mówiłem, że nie jestem głodny. 
— Mówiłeś – potwierdziłem i usiadłem na miejscu, na którym wcześniej siedział Ian. Złapałem łyżkę i zacząłem jeść. 
— Okropieństwo – mruknąłem z pełnymi ustami. 
— Tylko nie rzygnij – zaśmiał się Ian i zajął moje stare miejsce. 
— Postaram się – obiecałem. Przełknąłem tą truciznę, zwaną jedzeniem, i spojrzałem na Iana, który również mi się przypatrywał. – Rozmawiałem z kolegą i chyba miałby coś dla ciebie. Tylko nie wiem, czy ci się to spodoba. 
Dostrzegłem na jego twarzy zmieszanie. Rozumiałem, że może czuć się niezręcznie, rozmawiając ze mną na ten temat. Mnie samemu było dziwnie. 
— Czy to będzie coś hańbiącego? 
— Nie, co ty! Dlaczego? 
— Więc to na pewno nie jest nic złego – uśmiechnął się delikatnie.
— No... nie. Miałem na myśli pracę w pizzerii. Wiem, że nie jest to praca marzeń, ale na razie powinna wystarczyć. Jeśli ci się nie podoba, to mogę porozglądać się za czymś innym.
— Nie, czekaj, Adam. Jest świetnie, dzięki – powiedział pewnym głosem.
— Na pewno? Kasy też najlepszej z tego nie ma. 
— Przestań. Naprawdę jest dobrze. Dziękuję.
Nagle wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Powiedział, że musi się zbierać, bo umówił się na jakąś imprezę czy coś. Spytał jedynie, od kiedy miałby zacząć pracę. Odparłem, że dam mu znać. Skinął głową i wyszedł. Zostałem sam.




Kiedy spotkałem Sarę w restauracji, w której pracowała, nie spodziewałem się, że zostanie moją narzeczoną. Krótkie, przypadkowe spojrzenia, przelotne, nieśmiałe uśmiechy i dużo większa ilość kaw zamawiana przeze mnie, spowodowały, że zaczęliśmy się umawiać. Minęły chyba z trzy miesiące, zanim oficjalnie staliśmy się parą. Krótko po tym poznałem Iana. 
Przy pierwszym spotkaniu był bardzo milczący, dlatego spytałem Sarę, czy on zawsze taki jest. Odpowiedziała mi, że tak, że zawsze tak się zachowuje w obecności osób, których nie zna. Uznałem to za dziwne, ale potem wyjaśniła mi, iż to wina ich rodziców.
Nie należeli do przykładnych, kochających rodziców. Wręcz odwrotnie. Traktowali młodszego syna, który był wpadką, jak śmiecia. Matka obwiniała go o to, że przez niego straciła szansę na rozwój kariery. Ojciec nieustannie wyzywał go od ciot i pedałów. Zabraniano mu spotykania się ze znajomymi. Rodzice ślepo wierzyli w to, że ich syn naprawdę jest homoseksualistą. 
Dla czternastoletniego chłopca takie słowa, oprócz tego, że musiały być okropne, to jeszcze go krzywdziły. Dopiero wchodził w wiek, kiedy zaczynał poznawać swoją seksualność.
Cały czas uważa, że to naprawdę jego wina, iż matka nie mogła pracować, a ojciec traktował go gorzej niż psa, dlatego staram się być dla niego wyrozumiały i, choć tego nie widzi, wspieram go. Na swój sposób, ale wspieram. I może kiedyś zauważy, że, poza siostrą, jest jeszcze kilka osób, które go akceptują...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz