czwartek, 13 lipca 2017

Rozdział 1

Ian:
Łupanie, które kilka godzin temu pojawiło się w mojej głowie, zmusiło mnie w końcu do przerwania upragnionego snu. 
Powoli podniosłem się na łóżku, opierając swoje ciało na łokciach. Rozejrzałem się po wnętrzu pokoju, w którym się znajdowałem. Minęła chwila, zanim dotarło do mnie, gdzie jestem. 
Zielone ściany, ozdobione różnorodnymi obrazami, małe okno, które wpuszczało niewiele światła i powietrza do środka. Duża szafa na ubrania wypełniała prawie połowę pokoju.
Tak, to zdecydowanie była sypialnia gościnna w mieszkaniu mojej siostry i jej narzeczonego. 
Wzdrygnąłem się, słysząc głośne pukanie do drzwi. Odrzuciłem kołdrę, prawie zrzucając ją na podłogę. Wstałem, ale zanim zdążyłem dojść po ubrania, drzwi się otworzyły. Adam. 
Zignorowałem go, wiedząc, że on również ma mnie gdzieś. Chwyciłem spodnie, które, pozwijane, chwilowo zastępowały dywan. Zapiąłem pasek i spojrzałem na narzeczonego siostry.
— Co jest? – rzuciłem na odczepne. Zapiąłem koszulę, odpuszczając sobie ostatni guzik. 
— Sara zapomniała ci to przekazać – powiedział, kładąc jakąś kartkę na łóżku.
Skinąłem głową, ostentacyjnie pokazując, że mógłby już sobie pójść. Ból głowy był tak silny, że ledwo widziałem na oczy. Naprawdę nie miałem ochoty rozmawiać.
— Chyba wczoraj trochę przesadziłeś, nie uważasz?
— Chyba nie rozumiem. 
— Wydaje mi się, że doskonale rozumiesz. Wlałeś w siebie kilka lampek wina za dużo.
Usiadł na łóżku, na którym przed chwilą spałem. Jedyne o czym teraz marzyłem, to wyjście z pokoju i uniknięcie mentorskiej rozmowy. Miałem w dupie jego rady, ale nie mogłem tego pokazać. Jakby nie było, to narzeczony mojej siostry. I choć go nie lubię, nie chcę mu tego aż tak bardzo pokazywać. Poza tym, gdybym wyszedł, zachowałbym się jak pieprzony bachor. 
— Byłem zdenerwowany wczorajszym dniem. Chciałem odreagować, to wszystko. 
— Wczorajszym dniem? Nawet nie powiedziałeś, co się stało. Wszedłeś i pierwsze co zrobiłeś, to rzuciłeś się do butelki. Czy to jest zdrowe?
— Adam, proszę cię, nie ojcuj mi tutaj, dobra? Nie jestem dzieckiem. Miałem gorszy dzień i tyle. Nic strasznego się nie stało – zapewniłem, choć w głębi przyznałem mu rację. 
Westchnął, słysząc moje słowa. Dokładnie zmierzył mnie wzrokiem i spytał:
— Tak w ogóle to jak się czujesz? – w jego głosie słyszałem coś na podobieństwo... troski? 
— Tak, jak wyglądam – mruknąłem, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok.
— Wyglądasz jak szmata.
Mimowolnie uśmiechnąłem się na te słowa. O tak, zdecydowanie miał rację.
— Na którą masz do pracy? Może mógłbym cię podwieźć – zaproponował, zerkając na wyświetlacz swojego telefonu. Postanowiłem wykorzystać tę chwilę, aby mu się przypatrzeć.
Ciemne, gęste włosy zaczesał do tyłu, całkowicie odsłaniając swoje wąskie czoło. Długie rzęsy zasłaniały czarne jak noc oczy. Mocno zarysowana szczęka, pokryta kilkudniowym zarostem, prosty nos i całkiem znośnie wykrojone wargi. Marynarka, którą na siebie założył, podkreślała jego muskulaturę, a krawat dodawał mu nieco męskości. Pieprzony prezesik. Kobiety na pewno za nim szalały. Kurwa, sam bym to robił, gdybym nią był.
— Nie idę dzisiaj do pracy – odparłem wymijająco, mając nadzieję, że uda mi się uniknąć tego tematu. 
— Jak to? A nie wspominałeś, że mu... – urwał nagle, jakby sobie coś uświadamiając. – Wylali cię? – spytał wprost. Spojrzałem na niego zbitym wzrokiem.
— Nie nazwałbym tego wylaniem. Raczej... odejściem za porozumieniem stron? – podsunąłem.
— Odejście za porozumieniem stron, powiadasz. Powiesz mi, jak to się stało? – skrył telefon do kieszeni spodni i wstał, poprawiając marynarkę.
— Nie, raczej nie. 
Ponownie westchnął.
— Tak też myślałem. No nic, skoro tak, to idź do kuchni i zrób sobie coś na śniadanie. Jeśli chcesz, możesz tu siedzieć, a jak zdecydujesz inaczej, to pamiętaj zamknąć drzwi na klucz. Wiesz, gdzie leży. Ja nie wiem, o której wrócę z pracy – oznajmił i wyszedł, zostawiając otwarte drzwi od pokoju.
Wiedziałem, że te jego pozornie miłe słowa były tylko z grzeczności. Na początku znajomości całkiem się dogadywaliśmy. Zdecydowanie nie byliśmy przyjaciółmi, ale mieliśmy kilka wspólnych tematów. Dopiero później wszystko jakoś się zmieniło. Zaczął mnie irytować, przez co ja zacząłem być dla niego chamski. Czasami przesadzałem. I to na tyle mocno, że sam to zauważałem. Nigdy go jednak nie przeprosiłem.
Podszedłem do łóżka i chwyciłem w dłoń kartkę, którą napisała do mnie moja siostra. Szybko przeleciałem wzrokiem po tekście, orientując się, że to nie było nic ważnego, zwykłe sprawy, o których powinienem pamiętać. Tragedia.
Z Sarą zwykle dogaduję się bardzo dobrze. Wzajemnie tolerujemy swoje nawyki. Ba, nawet nasze wady nam tak nie przeszkadzają. No może za wyjątkiem wścibstwa. Co prawda wiem, że siostra robi to z troski o mnie, ale jakoś nie mogę tego zaakceptować. Wkurza mnie, kiedy non stop słyszę, że powinienem powoli szukać żony albo przynajmniej narzeczonej. Fajnie, ona znalazła faceta, ale ja jeszcze nie muszę nikogo szukać. Mam pieprzone dwadzieścia dwa lata. 
Całej tej sprawy nie ułatwia też fakt, że mieszkamy w tej samej zabytkowej kamienicy, z tym że ja mieszkam piętro wyżej. 
Postanowiłem nie korzystać z propozycji Adama, dlatego od razu skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze chwyciłem klucze i wyszedłem, ostrożnie zamykając drzwi. 
Kiedy wszedłem do mieszkania, zauważyłem różnicę między moim mieszkaniem, a tym, w którym byłem przed sekundą. Siostra, za każdym razem, gdy do mnie przychodzi, powtarza, że powinienem zainwestować w jakieś ozdoby, które choć trochę zakryłyby puste ściany. Nigdy jej nie posłuchałem i, szczerze, raczej tego nie zrobię. Uważam to za całkowite marnotrawstwo pieniędzy. Zwłaszcza, że na nich nie śpię. 
Poszedłem do łazienki, już po drodze się rozbierając. Mieszkanie samemu jest o tyle dobre, że mogę chodzić przez cały dzień zupełnie nago i nikomu to nie przeszkadza. A fakt, że mieszkam na trzecim piętrze, daje mi jeszcze więcej prywatności.
Zimny prysznic był jak ukojenie na gorący dzień, na jaki się dzisiaj zapowiadało. Aloesowy żel pod prysznic dodatkowo orzeźwił moje ciało, przez co poczułem się jak nowo narodzony. Wspaniałe uczucie.
Wycierając swoje ciało, nagi poszedłem do sypialni. Z szuflady chwyciłem pierwsze lepsze bokserki. Padło na luźne, granatowe w czarną kratkę. 
W szafie poszukałem szarych, dresowych spodenek i białej koszulki bez rękawów. 
Ubrałem się, po czym udałem się do kuchni. Skoro nie skorzystałem z propozycji Adama, aby zjeść coś u nich, wypadałoby, żebym sam sobie przygotował śniadanie.
Otworzyłem lodówkę i omal nie padłem, widząc, jak niewiele w niej jest: masło, ser, mleko, kilka jogurtów i trzy jajka.  Pokręciłem głową i zamknąłem drzwiczki. Złapałem w dłoń jabłko i, podrzucając je w dłoni, poszedłem do salonu. Rzuciłem się na sofę i włączyłem telewizor. 
Chociaż próbowałem się skupić na jakimś nieznanym mi talent show, nie potrafiłem. Może do wielu spraw podchodziłem lekko, zbytnio się nie martwiąc, to były jednak też takie, przez które nie mogłem spać. Do takich spraw należała moja praca. A raczej jej brak. 
Od końca szkoły pracowałem w małej, dwugwiazdkowej restauracji. Nic ambitnego. Byłem kelnerem. Ekipa była bardzo fajna, zżyta. Lubiliśmy każdego poza szefem. Początkowo starałem się do niego przekonać. Myślałem, że koledzy przesadzają, mówiąc, iż często zachowuje się nieludzko. Wtedy ich nie rozumiałem. Jednak jakieś trzy miesiące temu, do restauracji dołączyła młoda dziewczyna w ciąży. Szef nie chciał jej zatrudnić, ale bał się, że zrobi mu syf o jakieś równouprawnienia czy dyskryminację, dlatego ostatecznie przyjął ją na zmywak. 
Wszystko było dobrze, do wczoraj. Zauważyłem, jak na nią krzyczy, wytrząsając się przy tym. Podszedłem spytać, co się stało. Okazało się, że przez przypadek zbiła jeden talerz. Gdy to usłyszałem, pomyślałem, że to jakiś pierdolony żart. Kto robi tak ogromną awanturę o zasrany talerz... Postanowiłem stanąć w obronie dziewczyny. Wtedy szef przerzucił się z wyzywania jej, na mnie. I pewnie bym to spokojnie zniósł, gdyby nie to, że frajer mną szarpnął. Postanowiłem nie dać się takiemu staruchowi. Uderzyłem go dwa razy w twarz. Upadł, ręką próbując powstrzymać lecącą z nosa krew. Odwróciłem się za siebie i skierowałem w stronę drzwi. Zanim wyszedłem, usłyszałem jeszcze, że już nigdy nie mam tam wracać. 
Teraz, kiedy o tym myślę, nie wiem, co sądzić. Niby zachowałem się właściwie, tylko reakcję miałem zbyt gwałtowną. Można to było załatwić spokojniej. Ale z drugiej strony, co on sobie myślał? Że dzierżawi jakąś zasyfioną melinę, a ja będę mu lizał dupę, żeby tylko móc tam pracować? Po moim trupie.
Zerwałem się z sofy, słysząc dźwięk mojego telefonu. Szybko pognałem do kuchni, skąd dochodził dzwonek. Spojrzałem na wyświetlacz. Sara.
— Hej, braciszku – usłyszałem, zanim zdążyłem przystawić telefon do ucha.
— Cześć. Skoro dzwonisz, to rozumiem, że bezpiecznie doleciałaś. 
— Tak. Tylko przez chwilę były niewielkie turbulencję, ale tak to spokojnie.
— Jak Londyn? 
W tle usłyszałem rozmowę jakichś ludzi. Domyśliłem się, że jest jeszcze na lotnisku.
— Jak lądowaliśmy, widziałam jak padało. Trochę obawiam się o swoją fryzurę. Jeśli będzie tutaj wiało tak, jak dzisiaj, to chyba nie będę mogła wychodzić z domu... – mruknęła, wyraźnie przejęta.
— Zawsze możesz zainwestować w jakąś czapkę. A jeśli nie, to jest jeszcze możliwość obcięcia się na łyso. Zapewne spodobałabyś się Adamowi – roześmiałem się. 
— Głupi jesteś – również chichotała. – Wyobrażasz sobie pannę młodą łysą? I to z wyboru! 
— Tak, to byłoby komiczne.
Między nami zapadło milczenie. Wiedziałem, że usłyszę zaraz coś ważnego. Zawsze tak było, odkąd tylko nauczyłem się na tyle płynnie mówić, aby móc prowadzić rozmowy.
— Rozmawiałam z Adamem... – zaczęła. Postanowiłem sam jej to powiedzieć.
— I co, naskarżył ci, że zostałem zwolniony? Tak, to prawda. Ale nie musisz się o mnie martwić, znajdę sobie coś innego – zapewniłem, nie chcąc jej martwić.
— Zwolniony? O czym ty, do diabła, mówisz? Nic mi nie mówił. Chciałam ci tylko przekazać, że mogę tu zostać tydzień dłużej. Dowiedziałam się tego kilka chwil temu i od razu do was zadzwoniłam. 
— Ach... – tylko tyle udało mi się wydusić. No to się wkopałem, nie ma co. 
— O co chodzi z tą pracą? Możesz mi wyjaśnić? – ton jej głosu zmienił się z siostrzanego na matczyny. 
— Możecie przestać bawić się w moich rodziców? Najpierw Adam chce ze mną przeprowadzić pieprzoną rozmowę, a teraz ty! – poczułem złość.
— Martwimy się o ciebie, rozumiesz? 
— My? Może ty tak, ale Adam z pewnością nie. Może czuje się lepszy niż ja. W końcu on wszystko osiągnął swoją ciężką pracą. A ja co robię? Jestem żałosnym studentem prawa bez żadnych znajomości. Kurwa, teraz nawet nie mam pracy. Ale wiesz co? Nie przejmuję się tym. Jestem jeszcze młody, wiele mogę zrobić. Nie mam żadnych zobowiązań, więc co mi tam. Jeśli będzie trzeba, zostanę męską dziwką. Nie ma żadnego problemu – wybuchnąłem. 
Na chwilę zapadła cisza, w ciągu której zdołałem ochłonąć.
— Przepraszam, poniosło mnie... – mruknąłem zawstydzony. 
— Tak, wiem. Wiem też, że przejmujesz się brakiem pracy. Dlaczego nie weźmiesz pieniędzy z konta? Dlaczego jesteś taki uparty? 
— Doskonale wiesz dlaczego. I tak, masz rację, martwię się tą pracą. Teraz zaczęły się wakacje, więc jakoś dam radę. Ale co potem? 
— Może porozmawiam z Adamem? On mógłby ci coś załatwić... I zanim zaprotestujesz, przemyśl to, dobra? Teraz będę już kończyć. Jak się namyślisz, daj znać. Do usłyszenia. 
I się rozłączyła. 
Poczułem palący mnie wewnątrz wstyd. Ten mój wybuch był kompletnie niepotrzebny. Sara chciała dla mnie dobrze, a ja znowu przesadziłem. Kiedyś, gdy nocowałem u niej i u Adama, usłyszałem ich rozmowę. Zastanawiali się, dlaczego taki jestem. Twierdzili, że nie jestem złym chłopakiem, ale przesadnie reaguję na jakiekolwiek rady. Myśleli nad tym, żeby przekonać mnie do wizyty u psychologa. Ja nie widziałem takiej potrzeby. Doskonale zdawałem sobie sprawę co mi jest. Ból odrzucenia przez rodziców był tak silny, że po prostu nie wiedziałem, jak mam z tym żyć... 
Długo się nie zastanawiając, odblokowałem ekran telefonu. Napisałem SMS-a do Sary i czekałem. Zdecydowałem, że pora skryć głupią dumę do kieszeni. Przynajmniej na tyle, na ile będę w stanie...

Hej! Przychodzę do Was z pierwszym rozdziałem. Przyznam się szczerze, że nie miałam pojęcia, jaki ma być. To jest chyba setna wersja tego rozdziału. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Piszcie, komentujcie, oceniajcie! To bardzo ważne :) 
To opowiadanie będzie w takiej formie. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam i do następnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz